po tysiąckroć...

Nie wiem, jak to się stało, ale stałam się najmilszą osobą na świecie. Nie czepiam się nikogo, bo i po co? Nie nudzę się, mam co robić.

Kryzysów osobowości nie przeżywam. Zdaje się nawet, że przeżywam jesień jakoś tak inaczej. Piękna jest. Trochę piękniejsza była poza stolicą, ale co poradzę. Całe sto metrów mieszkania piechotą nie chodzi. Trza było brać.

Mężczyzna z efektem "wow!", jak przewidywałam, zniknął. Na szczęście tylko na kilka dni. Zostawił, jak zwykle, milion spraw na mojej głowie. A mi głowa pęka. Cała się zapełniła. Po tysiąckroć analizuję, co jeszcze mi potrzeba, co jeszcze chcę, co w głowie znajdę to zapisuję, bo nie ogarniam.

A oprócz tego, żyje mi się nieźle, żadnych kryzysów osobowości niet. W odstawkę poszła tylko Chodakowska, mata się kurzy, mi brzuch się nie kurczy, a już tak fajnie było, nie? Coś z tym muszę zrobić, ale do końcu roku nie wiem jak, no wiecie.

Harpagan tymczasem naelektryzowany. Ale tak fajnie, tak jak lubię. Do przodu jest, do piaffu ma predyspozycje, mam się uspokoić ponoć i wyciągać teraz kłusy, a nie, że tam, że hej do przodu, ale w miejscu.


Komentarze

Popularne posty