inaczej niż zwykle...

Staję na rzęsach i padam na pysk. Stan permanentny to, nie wiadomo do kiedy. Pewnie już do końca roku.

Mężczyzna z efektem "wow!" ma to samo. Ale on chyba nie wytrzymuje presji. No więc ja stoję na posterunku spokoju. Działam. Metodycznie. Planuję każdy mój kolejny ruch. Elastycznie. Do bólu. Jednocześnie organizuję dwa najważniejsze transporty i umawiam się do fryzjera. Najwyższy czas.

No i mam na to czas. Bo czas nie istnieje, zniknęłam go. Kolejny raz. Dlatego w dniu, w którym się spakuję rano pojadę na trening do Harpagana. Ostatni trening we włościach Pani Zwierząt Maści Wszelkiej.

A potem lecę spełniać inne marzenia. Uczyć się od uczennicy mojego mistrza niedoścignionego Benta Branderuppa. Już się jaram. Harpagan też się zajara. Wiem to.

A tak poza tym kryzysów brak. W tym roku miałam inaczej niż zwykle. Lato takie straszne, jesień już nie taka zła.


Komentarze

Popularne posty