no jakoś nie...

Jutro rano spakuję się. I kolejny raz w tym roku odwiedzę Poznań, miasto doznań.

Będą mnie tam przebierać, czesać, malować, instruować i podwieszać. Podobno na wysokości dwunastu metrów. Cokolwiek to znaczy. Dowiem się jutro, zgodziłam się w ciemno.

Jedyne, co wiem, to że znów umówiłam się z jakimś obcym facetem, przynajmniej przez telefon brzmiał miło i przyjemnie. I zamierzam się z nim spotkać zaledwie trzysta kilometrów od domu. Trochę to dziwne, bo czasem boję się wyjść nocą z domu, a jechać w Polskę, nie wiadomo do kogo, nie wiadomo gdzie, no jakoś nie.

Ale już przywykłam, że w moim życiu wszystko jest zawsze na odwrót i całkiem na opak. Karuzela gna, w głośnikach wciąż muzyka gra. Jakoś tak. Nawet kryzysy mają więcej plusów niż minusów.

Na przykład przywykłam już do jedzenia, bo całe to lato przeżerałam stres. A w tamtym roku nienawidziłam jeść. Taaaak, przytyłam.

Komentarze

Popularne posty